2 października 2012

Prolog

   

     Mdły, zimny blask księżyca oświetlał starą, utwardzoną drogę pnącą się ku szczytowi wzgórza, na którym przed laty został wybudowany dom Petuni. Podmuchy jesiennego wiatru rytmicznymi falami chłostały ściany drewnianego mieszkania, częściowo ukrytego w pniu starego dębu. Gdy na nocnym niebie usianym grafitowymi, ciężkimi chmurami jasno zapłonął pewien punkt, bynajmniej nie będący umierającą gwiazdą gdzieś w odległej galaktyce, stosunkowo spokojny do tej pory wiaterek przemienił się w gwałtowną wichurę. Niestety, skunks był zbyt zajęty pielęgnacją swojego futerka, by przejmować się takimi drobiazgami.
     Kiedy Petunia wyszła z kabiny prysznicowej do niewielkiej, acz zadbanej łazienki zaparowanej niczym Londyn spowity mgłą końca epoki wiktoriańskiej, opatuliła się szczelniej ręcznikiem, zgasiła światło, po czym szeroko otworzyła drzwi. Nietypowo intensywne, mleczne światło zalewające przestronny salon natychmiast wdarło się do środka, nadając sierści zwierzątka widmową, woskową barwę. Skunks, nie podejrzewając jeszcze niczego, podszedł śmiało do okna. Jego oczom ukazały się dwa miniaturowe księżyce, świecące tuż obok sierpu tego dużego, znanego przez wszystkich od ich najmłodszych lat. Zaniepokojona Petunia zacisnęła kurczowo łapki w piąstki. 
     W tej samej chwili, po drugiej stronie lasu, przez okno wyjrzał młody niedźwiedź brunatny, znany szerzej jako Flippy. Nie oderwał oczu od tych dwóch tajemniczych, bladych tarcz nawet wtedy, gdy popijał swoje lekarstwa wodą. W trakcie całego swojego dotychczasowego życia nie zaobserwował nic podobnego, choć widział naprawdę wiele. Niedźwiadek poczuł nieprzyjemny ucisk wewnątrz czaszki, jak gdyby coś chciało się z niej wydostać. Flippy szybko wycisnął z opakowania jeszcze kilka dodatkowych tabletek na uspokojenie i szybko je połknął. Od razu poczuł się lepiej, jednak na wszelki wypadek przysunął sobie fotel bliżej okna, by móc nadal patrzeć niebo.
     Gdy pojawił się trzeci punkt, dwa bliźniacze szopy właśnie zaciągały do swojej nory mocne worki wypełnione kradzionym jedzeniem i drogocenną biżuterią. Po schowaniu łupu bracia zmierzwili przepocone futerka i pogratulowali sobie dobrej roboty, a dopiero potem zwrócili uwagę na nietypowy widok nad ich głowami. Trzy księżyce emanowały złowrogim kredowobiałym światłem, które wkrótce zaczęło sprawiać wrażenie pulsującego. Bracia obdarzeni przez naturę wyostrzoną intuicją jednocześnie zrozumieli, że powinni  byli uciec jak najdalej od tego miejsca, nim stanie się coś złego, jednak na ucieczkę było zdecydowanie zbyt późno.
     Z sekundy na sekundę nowe ciała niebieskie jarzyły się coraz mocniej, na podobieństwo rozpalających się żarówek energooszczędnych. Z chwilą, kiedy noc stała się jaśniejsza od słonecznego dnia nastąpił pojedynczy, krótki i oślepiający rozbłysk. Księżyce zniknęły równie nagle, jak się pojawiły, a wraz z nimi wszyscy mieszkańcy lasu.

..........................................................................................

I poszło. Podobało się? Komentarze mile widziane~
Opowiadanie jest oparte na uniwersum świata znanego z 'Happy Tree Friends'. Jeśli ktoś tego nie zna, nie musi się specjalnie martwić, ponieważ postaram się wam zaserwować całość w taki sposób, by nikt nie musiał bawić się w wyszukiwanie dodatkowych informacji.
Gdyby w tekście pojawiły się jakieś błędy składniowe, interpunkcyjne - wybaczcie, jestem przeziębiona, nie mam głowy do sprawdzania tego, co napisałam. 
Bloga uznaję za otwartego, jednak nie mam pojęcia, jak długo on pociągnie~